wtorek, 17 grudnia 2013

Autobusowe szaleństwo

Ten post na pewno będzie niesprawiedliwy, ale od razu mówię, że wynika z obserwacji i doświadczeń, jakie nabyłam w swoim życiu.

Każdy mieszkaniec Warszawy narzeka na korki. Codziennie. I nie ma się co dziwić. W tzw. szczycie wszyscy spieszą się do pracy lub domów i każdy woli pojechać wygodnie własnym samochodem, ponieważ to, co dzieje się w środkach komunikacji miejskiej spokojnie nadaje się aby napisać skargę do stowarzyszeń zajmujących się prawami ludzi.
Przesiadanie się w komunikację miejską może i zmniejsza zanieczyszczenie i trochę rozładowuje te nieszczęsne korki, ale czego się psychicznie nacierpisz to twoje. A czasami zdarzają się też i siniaki!
Mówię jasno i wyraźnie - godziny szczytu w Warszawie to nie jest czas na wsiadanie w autobus czy tramwaj. Nie, nie, nie. A sceny, które się tam rozgrywają skutecznie zniechęcają do życia w stolicy.

Co prawda nie byłam jeszcze w Berlinie nie miałam więc okazji podróżować tamtejszą komunikacją, tym samym nie mam porównania stolicy do stolicy, ale tam w Niemczech gdzie byłam, nie widziałam tak dantejskich scen jak u nas!

A o czym konkretnie mówię? Jest tego tyle, że nawet nie wiem od czego zacząć. Oto te najbardziej popularne:
  • Starsze Panie w autobusie - temat rzeka i naprawdę można go ugryźć z wielu stron. Dobre wychowanie nakazuje, żeby starszej kobiecie ustąpić miejsca. Jest to dobry zwyczaj, ale w Warszawie trzeba te wszystkie staruszki raczej uczyć dobrych manier niż na odwrót. Są wyjątki, ale na ogół to staruszki najbardziej i najsilniej pchają się żeby wejść do autobusu. Wykazują się wtedy nadludzką wręcz siłą i determinacją, której można pozazdrościć. Walkę o miejsce siedzące traktują jak olimpijski wyścig i rozwijają wtedy prędkości, których może pozazdrościć niejedna sprinterka.
  • Emeryckie zakupy - na początek zagadka - co takiego mają emerycie, czego nie mają inni ludzie? Jest to czas. Dlatego gdy byłam jeszcze na studiach mocno zastanawiałam się dlaczego emeryci muszą wychodzić na zakupy właśnie w porze największego ruchu i tłoku w autobusach? Notorycznie gdy rzesze studentów wychodziły z akademika żeby złapać jeden autobus, on już był zapchany na full dziadkami z wózkami na zakupy. Nie można pojechać te 30 minut później?!   
  • Ja nie wchodzę to Ty nie wyjdziesz - tendencja ta nasiliła się niedawno. Na czym polega? Gdy autobus zatrzymuje się na przystanku, a Ty chcesz z niego wysiąść i nie masz gdzie. Ludzie, którzy chcą do autobusu wsiąść nauczyli się stawania na całej szerokości drzwi pojazdu. Czasy, w których przyszli pasażerowie stawali obok drzwi, aby zostawić miejsce na środku i ułatwić wysiadanie niestety już minęły.
  • Po co ja mam przejść dalej? - w Warszawie ludzie mają tendencję do stania zaraz przy drzwiach. I nie ruszą się, żeby wejść dalej do środka autobusu. Lubią tłok i nie obchodzą ich inni (którzy nie mieli miejsca aby wsiąść) stojący na przystanku. A środek autobusu cały wolny...
  • Jak to, ja nie wejdę? - zawsze jest to przekonanie, że ta jedna dodatkowa osoba jeszcze się zmieści. Nawet mimo przeraźliwego tłoku. To nic, że ludzie, którzy już są w autobusie czują się jak sardynki w puszcze, "przecież on też musi pojechać". I to dokładnie tym autobusem. Teraz. Więc się pcha i pcha, ludzie próbują przesuwać się o ten 1 mm, a kierowca stara się w tym samym czasie zamknąć drzwi. I nie może, bo pchający się człowiek jest połową w autobusie, połową na chodniku. Pół biedy kiedy jest to pojedynczy człowiek. Kiedyś byłam świadkiem, że do przepełnionego autobusu próbowała wsiąść matka z wózkiem. "Przecież się jej należy bo jest z wózkiem, nie?"
  • Hahaha Ty zezmną nie pojedziesz - dla odmiany teraz o kierowcach autobusów. W Warszawie autobusami jeździ dużo kierowców-cwaniaków. Gdy widzą człowieka biegnącego na łeb na szyję, aby zdążyć wsiąść do autobusu stojącego na przystanku, szybko zamykają drzwi i odjeżdżają. Teoretycznie mogliby jeszcze poczekać, ale po co? Przecież tak jest zabawniej...
Mogłabym tak jeszcze długo. O wszechobecnym smrodzie panującym w środkach komunikacji miejskiej i np. o braku klimatyzacji w lato już nie wspominam. Ci z Was, którzy mieli tę przyjemność jechać choć raz w godzinach szczytu warszawskim autobusem wiedzą o co chodzi.


(zdjęcie: busomat.pl)

1 komentarz:

  1. Heh. 3 lata mieszkałem w Warszawie i poruszałem się, w zasadzie, wyłącznie komunikacją. Dobre spostrzeżenia :)
    Kolega z Krakowa napisał nawet na ten temat piosenkę (dot. ostatniego podpunktu):
    http://www.youtube.com/watch?v=1S-OGataYX0

    OdpowiedzUsuń