Wydawać by się mogło, że okres Świąt i nowy rok to znakomity czas żeby zacząć w życiu coś nowego. Mnóstwo ludzi wanie w tym czasie robi masę postanowień: "Przestaję palić", "Schudnę 10 kg", "Codziennie rano będę biegać w parku". Myślą, że to dobry okres. Być może, ale nie dla mnie...
Moja decyzja o przeprowadzce do Niemiec nie była związana z żadną datą czy rozpoczęciem 2014 roku. Po prostu tak wypadło. Wypadło też tak, że wcześniej były Święta Bożego Narodzenia, a moja praca denerwowała mnie ponad miarę więc z niej zrezygnowałam. I wróciłam do domu.
Moja decyzja o przeprowadzce do Niemiec nie była związana z żadną datą czy rozpoczęciem 2014 roku. Po prostu tak wypadło. Wypadło też tak, że wcześniej były Święta Bożego Narodzenia, a moja praca denerwowała mnie ponad miarę więc z niej zrezygnowałam. I wróciłam do domu.
I właśnie przez okres tych wszystkich świąt wcale nie czuję żeby cokolwiek się zmieniło. Na święta zawsze przyjeżdżam do domu. Zazwyczaj w samą Wigilię i wyjeżdżam drugiego dnia świąt, ale chociaż ten pobyt w tym roku trochę się przedłuża, wcale nie czuję żeby działo się coś wyjątkowego.
Za nami Święta i Nowy Rok, przed nami jeszcze długi weekend ze świętem Trzech Króli. Święta za świętami. Wszyscy w domu więc nawet nie ma jak się zmobilizować żeby zrobić coś pożytecznego, jak nauka słówek czy wielogodzinne szukanie ofert pracy.
Za nami Święta i Nowy Rok, przed nami jeszcze długi weekend ze świętem Trzech Króli. Święta za świętami. Wszyscy w domu więc nawet nie ma jak się zmobilizować żeby zrobić coś pożytecznego, jak nauka słówek czy wielogodzinne szukanie ofert pracy.
A ja nie czuję żeby działo się coś nadzwyczajnego... a przecież powinnam, nie?
Bo przecież wyjazd do innego kraju, a to wielka zmiana. Porzucenie tego co do tej pory znałam, gdzie czułam, że jako tako stoję na nogach dla czegoś co tylko "może się wydarzyć" w przyszłości to też wielka zmiana.
Tu miałam pracę, mieszkanie w stolicy i dość dobrze rozwijającą się (nazwijmy to szumnie) karierę, z których zrezygnowałam. Nadal mam tu rodzinę, wspaniałych przyjaciół, na których mogę liczyć i swego rodzaju stabilizację, ale to wszystko niedługo porzucę wyjeżdżając.
Patrząc na wszystko obiektywnie, wyjazd jest ogromną zmianą w moim życiu. Przechodzę od czegoś co znałam i gdzie czułam się dobrze, do czegoś gdzie kompletnie nie wiem czy w ogóle się odnajdę.
Dlatego myślę, że powinnam przynajmniej się denerwować. Bo tak czuje się człowiek, który nie wie czy za trzy miesiące będzie miał w ogóle z czego żyć.
Dlatego dzisiejszy post to swego rodzaju przestroga. Konkluzja na dziś brzmi jak w tytule - jeśli chcecie zmienić coś w swoim życiu i macie wpływ na to kiedy to się wydarzy, nigdy ale to nigdy nie wybierajcie okresu żadnych dłuższych świąt. Wyjdzie Wam to tylko na dobre.
(zdjęcie: flickr.com)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz