wtorek, 14 stycznia 2014

Zaczynam się trochę bać...

Powoli, ale wielkimi krokami zbliża się dzień wyjazdu do Niemiec. 
Dobrze pamiętam dzień, w którym pisałam post o tym, że do wyjazdu jeszcze miesiąc, aż tu nagle z miesiąca zrobił się... tydzień.
I przyznam szczerze, że zaczynam się trochę bać. 

Wyjazd z Polski to wcale nie jest łatwa decyzja. Tak jest tylko na początku.


Kiedy ten wyjazd dopiero się planuje "za trzy miesiące", "w nowym roku", "jak się skończą wakacje". Potem jest długi okres przyzwyczajania się do tej myśli, ale tak na prawdę nie jesteśmy jeszcze wtedy świadomi tego, co dokładnie nas czeka. Ta świadomość przychodzi znacznie później. Gdy bilet lotniczy jest już kupiony, gdy kompletujemy rzeczy potrzebne do wyjazdu, gdy to już tuż za rogiem, za 10 dni, tydzień, jutro...

A co dokładnie nas czeka?
Choć każdy z nas jest różny, wszystkich tak naprawdę czeka to samo. Rozstanie z najbliższymi, zmiana otoczenia, znalezienie mieszkania i pracy, zaaklimatyzowanie się wśród nowych ludzi, nauka języka, znalezienie znajomych, trudności w wydawałoby się najprostszych rzeczach (bo gdzie pójść do lekarza? czy można bezpłatnie? a gdzie jest szewc, i jak bez języka wytłumaczyć mu, że muszę zmienić fleki w butach? etc.) 

Mnie dopiero to wszystko czeka. I jak sobie tak wieczorem usiądę z kubkiem herbaty w ręku, pomyślę nad tymi wszystkimi rzeczami, to najzwyczajniej jestem przerażona. 
Pewnie jak już będę na miejscu wszystko się jakoś ułoży, ale nie zmienia to faktu, że człowiek boi się jednak tak wielkich kroków.
To jak (podobno) ze ślubem u mężczyzn. Niby kochają, niby dali pierścionek, ale jednak w tydzień przed ślubem mają wątpliwości. "Czy to na pewno Ta Jedyna?"

Zastanawiam się czy był kiedyś człowiek, któremu taka decyzja przyszła z łatwością.

(zdjęcie: flickr.com)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz